Święta, święta...
Odliczanie czas zacząć. Do Wigilii pozostało już niewiele czasu, a ja w proszku. W chacie bajzel. Nic nie jest upieczone, ani ugotowane. Za to jest plan :) przynajmniej jego zarys.. więc szybciutko zabieram się zaraz za po 1. pieczenie, po 2. sałatkowanie i po 3 mięs i ryb pieczenie. Na szczęście o porządki martwić się nie muszę, bo pomaga ukochany Niemąż. Ufff... Ach i jeszcze najważniejsza część planów. Nie dać się ponieść nerwom. Nade wszystko nie tracić ani odrobiny świątecznej magii.
Trzymajcie kciuki za pomyślną realizację planów :)
Humeurs du livre
sobota, 22 grudnia 2012
poniedziałek, 10 grudnia 2012
Ufff....
miniony tydzień obfitował w wiele wrażeń i niespodzianek. Po dużych zawirowaniach mikołajkowych, udało się zakończyć tydzień niezwykle udaną imprezą weselną. Debiut uważam za pełen sukces.
Nie mniej jednak szczerze mówiąc mam na chwilę dość mocnych wrażeń. Wreszcie mogę posiedzieć w piżamie pod kocem z kubkiem ciepłej herbaty :) istna rozkosz! czyżby SKS jakby powiedzieli niektórzy?!
:)
miniony tydzień obfitował w wiele wrażeń i niespodzianek. Po dużych zawirowaniach mikołajkowych, udało się zakończyć tydzień niezwykle udaną imprezą weselną. Debiut uważam za pełen sukces.
Nie mniej jednak szczerze mówiąc mam na chwilę dość mocnych wrażeń. Wreszcie mogę posiedzieć w piżamie pod kocem z kubkiem ciepłej herbaty :) istna rozkosz! czyżby SKS jakby powiedzieli niektórzy?!
:)
czwartek, 6 grudnia 2012
Bycie sobie sterem, żaglem i żeglarzem to cholernie trudna sprawa. Wiele razy słyszałam, że prowadzenie własnej działalności to rzecz nie łatwa i nastręczająca wiele trudności. Jak to jednak zwykle bywa człowiek naiwnie liczy, że jakoś to będzie i że może akurat w jednak w jego przypadku los będzie bardziej łaskawy. Nic z tego. Jeśli dodatkowo prowadzenie własnej firmy połączyć z regularną pracą na etacie to jak strzelić sobie samemu w łeb. Dzień taki jak dziś utwierdza mnie w tym przekonaniu.
Istna ekwilibrystyka! Dzieć chorszy więc czekam oto ja na przyjazd mego rodziciela, coby zajął się dzieciem. Do roboty powinnam niby dotrzeć na 7.00. Na szczęście jestem na L4 więc dopuszczam minimalny margines błędu i lekkie spóźnienie.. Zostaje więc zawieźć w pośpiechu klamoty na imprezę, którą zaufani pomocnicy mają poprowadzić w ramach mej osobistej działalności. Dodam, że impreza ważna, a jej powodzenie może zaowocować kolejnymi zleceniami.. I tu oto jakaż niespodzianka... Ludź z polecenia, rzekomo znakomity łyżwiarz z doświadczeniem, okazuje się nieco przereklamowany.. pierwsze primo na łyżwach nie jeździ, po drugie poprzez doświadczenie w pracy z dziećmi rozumie chyba oglądanie kreskówek na cartoon network. Litości!!!! W rezultacie docieram do roboty z 3 godzinnym opóźnieniem., a impreza wisi na włosku.. a więc co pozostaje? Zdalne sterowanie.. i w rezultacie jestem w pracy trochę tu trochę tam.. Na szczęście imprezę ratują pozostali współpracownicy... a w robocie etatowej lekka plaża. Tym razem obyło się bez ofiar. Uff.. Jeśli jednak kiedykolwiek jeszcze przyjdzie mi do głowy pomysł zaufania osobie z polecenia, błagam niech ktoś da mi szturchańca i przypomni dzisiejszy dzień.. Never ever!
środa, 5 grudnia 2012
....
Systematyczność zdecydowanie nie jest moją mocną stroną!
Ostatni wpis z 3 października, matkoż!!! Pojęcia nie mam jak inni to robią, że wpisy na bogu są dokonywane na bieżąco, każdego dnia. Ale nic to od dziś mam mocne postanowienie poprawy!
Przynajmniej jeden wpis w tygodniu... SŁOWO HARCERZA :)
Systematyczność zdecydowanie nie jest moją mocną stroną!
Ostatni wpis z 3 października, matkoż!!! Pojęcia nie mam jak inni to robią, że wpisy na bogu są dokonywane na bieżąco, każdego dnia. Ale nic to od dziś mam mocne postanowienie poprawy!
Przynajmniej jeden wpis w tygodniu... SŁOWO HARCERZA :)
środa, 3 października 2012
Lewa noga...
Czasem bywa tak, że już tuż po otworzeniu oczu człowiek wie, że to będzie 'jeden z tych dni" i to niezależnie od tego czy wstanie prawą czy lewą nogą. Niestety. Taki właśnie był mój dzisiejszy dzień. Cały czas miałam poczucie nadciągającej katastrofy... do tego zdolność analizy i logicznego myślenia spadła do zera. Wrodzony
optymizm gdzieś prysł i w jego miejsce pojawił się tuzin natrętnych
czarnych myśli. Tymczasem mija 21.30 i nie wydarzyło się nic. Sama nie wiem, czy mnie to cieszy czy smuci. Gdyby jednak doszło do katastrofy miałabym poczucie, że moje poirytowanie i nerwy jednak z czegoś wynikały i istnieje logiczne wytłumaczenie mego podłego nastroju. A tak wkurzam się, że wkurzałam się bez potrzeby...
Może zwyczajnie "Muszę to przespać, przeczekać, przeczekać trzeba mi.."
wtorek, 2 października 2012
Debiut...
No i stało się. Idąc z duchem czasu, zdecydowałam się na powszechnie akceptowaną społecznie formę ekshibicjonizmu i dołączyłam dziś do grona osób posiadających własnego bloga :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)